Możliwe, że jest to szalony pomysł, żeby pisać o Świętym Mikołaju, który jest uznanym na świcie dobrem kulturowym, jak o pewnym symbolu uległości wobec autorytetu i jednocześnie jak o starszym nieznajomym panu, dla którego dzieci zrobią wiele, nawet wbrew sobie.
Kontrowersyjne? Może…

Przypatrzmy się trochę bliżej.
Nie wylewam dziecka z kąpielą. Postać Świętego Mikołaja, jako tradycja jako idea, która buduje magię Świąt jest genialna. Zgrzyt jest, że Mikołaja nadal wykorzystujemy do straszenia dzieci. Okazuje się nie być takie oczywiste, że straszenie dzieci m.in. Mikołajem i wymuszanie na nich „grzeczności” dla prezentu jest już szeroko opisywane, negatywnie naznaczone i zdawałoby się, że temat jest już oklepany.

Ale nie. Nawet w środowisku specjalistów z zakresu psychologii/terapii spotkałam, się z opiniami: a co w tym złego, że powiem dziecku, że jak będzie grzeczne, to dostanie super prezent od świętego Mikołaja, jak nie będzie grzeczne to dostanie rózgę albo (o zgrozo!) lanie rózgą. Pytają mnie, jak inaczej poskromić dziecko, żeby było grzeczne. Czy to coś złego zapewnić sobie w okresie przedświątecznym odrobinę spokoju? Przecież, gdy powiem dziecku, że Mikołaj patrzy to „grzeczność gwarantowana”. Tak. Pytają mnie o to specjaliści, którzy znają badania naukowe i mają wiedzę psychologiczną.

Zwrot „bądź grzeczny” jest dla dzieci najczęściej niezrozumiały, bo na tym etapie życia dzieci (a mam na myśli dzieci do max. 10-11 roku życia) myślą w sposób konkretny, co jest powiązane ze spostrzeganiem i doświadczaniem tu i teraz. Czyli gdy zarejestrują jakieś swoje lub innych zachowania, będą potrafiły je nazwać, to w przyszłości będą mogły świadomie powtarzać je lub nie. Dzieci nie mają pojęcia, co wpada do worka z nazwą grzeczność, bo dla rodziców to przeogromna ilość wymagań, których dzieci jeszcze nie poznały. Często o tym, że są niegrzeczne dowiadują się, jak już zaprezentowały jakieś zachowanie. A kara i tak jest. A jak jest kara to nie ma porozumienia tylko jest działanie z pozycji władzy i przemocy.

Dzieci prezentują swoje zachowania i emocje spontanicznie, zdarza się, że społecznie nie są to zachowania pożądane (np. śpiewanie podczas kazania w kościele, bieganie po poczekalni w przychodni, bekanie w banku). Dziecko nie zrozumie, po co ma czegoś nie robić, a już na pewno nie będzie tego wiedzieć, gdy otrzyma informację: bądź grzeczna/y, bo nie dostaniesz prezentu pod choinkę. Chodzi o to, żeby w sposób dopasowany do wieku dziecka wytłumaczyć mu, dlaczego w określonych miejscach zachowujemy się inaczej niż w domu. Poniżej przedstawię krótki przykład rozmowy z małym dzieckiem, osoby niezainteresowane mogą pominąć. Pragnę Wam jednak zwrócić uwagę na coś uwagę. Bliska mi osoba powiedziała, że ten poniższy przykład rozmowy z dzieckiem jest ważny, ale taki długi, nużący, że się trudno go czyta. Tak, ja się zgadzam, bo łatwiej jest powiedzieć dziecku Bądź grzeczny! bo Mikołaj nie przyjdzie, to jest takie krótkie, za bardzo nie wymagające, dosadne. Rozmowaz małym dzieckiem wymaga naszego czasu, cierpliwości, dopasowania, powtarzania i to wielokrotnego. Można z przekąsem stwierdzić – kto ma na to czas? Hmmm, jak teraz go nie znajdziemy, to kiedy? Kiedy będzie dobra pora na znalezienie czasu dla dziecka? Dobra.

Przykład:
Chodź opowiem Ci coś ciekawego o tym miejscu, w którym jesteśmy. Jesteśmy dziś w przychodni, tutaj przychodzą osoby, które są chore. Jak ktoś jest chory to zazwyczaj coś go boli. Pamiętasz, jak byłeś chory to bolała Ciebie główka. Tutaj jest dużo pacjentów, których coś boli. Jak myślisz co może kogoś boleć? (czekamy na odpowiedź). A jak jakąś panią dziś coś boli, na przykład główka, to jak myślisz, woli jak jest w przychodni cichutko, czy jak jest głośno? Taaak. Woli jak jest chicho, bo hałas może przeszkadzać osobom chorym. Ok. A jak myślisz bieganie po korytarzu jest głośne czy ciche? Taaak. Jest głośne. Ok to, skoro w tym miejscu lepiej jak jest cicho i bieganie jest głośne to jaki masz pomysł, co możemy robić, żeby jednak było cicho? W jaką zabawę po chichu możemy się pobawić? … (dziecko odpowiada coś). Świetne pomysły. A bieganie jest przecież fajne, co z nim zrobimy? Gdzie pobiegamy? Znam miejsce, gdzie sobie pobiegamy, gdy tylko wyjdziemy z przychodni, ok? W parku, tak, jak wyjdziemy to razem pobiegamy wokół drzew w parku. Będzie świetnie.

Temat rozmowy jest tutaj przykładowy, chodzi mi o model, a nie konkretną sytuację. Bo przecież wiemy, że zwykle u pediatry to dzieci są głośno i się bawią, że są msze dla dzieci, gdzie można śpiewać, a i bekanie w banku nie jest końcem świata. Każdy z opiekunów może wstawić swoją historię, kiedy zależało mu na tym, żeby dziecko zachowywało się inaczej, a wtedy rozmowę warto przeprowadzić w kierunku rozumienia sytuacji a nie straszenia.

Gdy straszymy karą to w dzieciach pojawia się strach, zaczynają się kontrolować, ukrywać zachowania i emocje, na wszelki wypadek przestają być sobą, bo nie wiedzą, kiedy i za co dorosły nazwie je niegrzecznymi i ukarze. A gdy mówimy mu, że dostanie prezent za to, że będzie grzeczne to wymagamy od niego, żeby dążył do ideału, czyli narzucamy mu wymagania, których nie jest w stanie sprostać. Dlaczego? Bo nikt idealny nie jest, bo popełniamy błędy, a nagrodami i karami za grzeczność zabraniamy dzieciom je popełniać, nie wybaczać ich sobie, pozostawać w wiecznym stresie, że coś zrobię nie tak, nadmiernej samokontroli i perfekcjonizmie. A rozwojowa nie jest sztywność myślenia, tylko właśnie elastyczność i chęć uczenia się na błędach, a nie samobiczowania za nie.

Zadaniem dorosłego jest wytłumaczyć dziecku, co się z nim dzieje, o jakie konkretne zachowania nam chodzi i z jakiego powodu jest ważne, żeby dziecko coś zrobiło. Często nie rozmawiamy o tym, co się zadziało tuż przed płaczem, nie szukamy przyczyn w sytuacji, tylko oceniamy nasze dziecko jako niegrzeczne. A dzieci, też tak jak dorośli, przeżywają emocje złości, frustracji, oburzenia, lęku i na skutek tych emocji prezentują określone zachowania. Są jeszcze małe i nie rozumieją, co się z nimi dzieje. Rolą opiekuna jest nazywanie i rozumienie emocji, dopytanie o potrzeby, o to, co się dzieje, pokazanie jak dziecko może sobie z emocjami radzić. Żeby pomóc dziecku radzić dobie z emocjami potrzebujemy umieć radzić sobie z własnymi. Więc zanim zabierzemy się za dzieci, zacznijmy od siebie. 😉

Karami i nagrodami wymuszamy na dzieciach posłuszeństwo, czyli je trenujemy. Dobra pójdę dalej. My je tresujemy, jednocześnie oburzając się na tresurę zwierząt w cyrku. Tresura dzieci zakazana nie jest. Każdy rodzic może sobie ukarać dziecko, strasząc je najróżniejszymi konsekwencjami, oczekując w zamian konkretne reakcje i zachowania. Gdy dziecko płacze, nie ma ochoty czegoś zrobić to wjeżdżają teksty typu: jak tego nie zrobisz to przyjdzie baba jaga i Cię zabierze, jak nie będziesz cicho to dostaniesz rózgę, to tamta Pani Cię ukradnie, to Mikołaj nie przyniesie prezentów, to pod choinkę dostaniesz rózgę… i najgorsze z możliwych (hit hitów): Mamusia przestanie Cię kochać. Takie teksty to kara najgorsza z możliwych dla dzieci, największym pragnieniem dziecka jest bowiem miłość rodzica, i największym strachem, że go straci. A zadaniem opiekuna jest kochać dziecko i dać mu bezpieczeństwo. Szantażem bezpieczeństwa mu nie zbudujemy.

Prezent od Świętego Mikołaja za dobre zachowanie to wdrukowanie w myślenie dzieci takiego przekonania, że: znowu na coś musze zasługiwać, nie jestem wystarczająco dobry, taki jaki jestem. Kary i nagrody są narzędziem może i ostatniej szansy dla rodziców, ale przynoszą krótkotrwały efekt, bo dziecko robi „dobre” rzeczy tylko dla nagrody i do momentu aż ją dostanie, a nie z poczucia, że warto być np. pomocnym. Każde święta mijają a Mikołaj jest zastępowany kolejną nagrodą i karą. Niestety nagradzanie i karanie nie rozwijają w dzieciach motywacji wewnętrznej, czyli poczucia, że warto robić coś dla siebie (np. uczyć się, umyć zęby), uczy spełniania oczekiwań i uległości wobec innych. Uległość wobec autorytetu, czyli wymuszanie zachowań pod postacią kar i nagród, bez możliwości negocjacji, bez brania pod uwagę zdania dziecka, wspólnego wypracowywania kompromisów z dzieckiem doskonale wpisuje się w pewien dobrze nam znany schemat funkcjonowania. Fizycznie każdy może przebrać się za świętego Mikołaja, każdy pan (czy pani), a dzieci kojarzą strój, najczęściej miło i że trzeba być miłym i grzecznym wobec kogoś, kto taki strój nosi, bo wtedy dostaniemy prezent. Trzeba być też uległym, bo jak obcy człowiek w stroju Mikołaja poprosi o wierszyk czy piosenkę, czy o taniec, to przecież dziecko to zrobi za cenę uzyskania nagrody. Dzieci też (czasami niechętnie, ale zachęcane przez dorosłych) siadają na kolana obcemu człowiekowi przebranemu za Mikołaja i zdradzają mu swoje marzenia i proszą o prezenty. Czy czegoś to Wam nie przypomina?

Teraz wjedzie zupełnie luźna koncepcja, w jakim kierunku może się sytuacja rozwijać. Dam ci cukierka jak będziesz dla mnie miły, np. dasz się pogłaskać po nóżce… Wujek przyniesie Ci nową grę, jeśli pokażesz …. Jeśli coś mi dotkniesz … itd. Dziecko jest uczone przez opiekunów, że obca starsza osoba zupełnie nieznana może dawać dzieciom słodycze, prezenty za odpowiednie zachowanie. To zachowanie jest wspierane przez opiekunów, bo to jest ich narzędzie do uzyskiwania uległości. A z drugiej strony przekazujemy dzieciom komunikat nie rozmawiaj z nieznajomymi, nie wsiadaj obcej osobie do samochodu i nie bierz prezentów od obcych. No ale od obcego Mikołaja dzieci prezenty brać mogą, ceną jest ich posłuszeństwo, tylko dlatego, że jego wizerunek jest społecznie ocieplony. Podkreślę, że Mikołaj to dalej jest nieznany dziecku człowiek – to my strasząc dzieci wzmacniamy przekonanie o tym, że trzeba być uległym i posłusznym, wykonywać czyjeś polecenia w zamian za prezenty. Jeśli od Mikołaja dzieci mogą dostać prezenty za dobre uczynki, to dlaczego nie od innych? Dla dzieci opiekun, rodzic, Pani w przedszkolu, Mikołaj, sąsiad, wujek, ciocia to dorosłe osoby, większe od niego, których trzeba się słuchać. Dziecko może do pewnego momentu swojego życia nie rozróżniać, dlaczego dla Mikołaja mogę robić jakieś rzeczy za prezenty, być miłym dla Pana w czerwonym ubranku, a dla innych dorosłych, którzy są dla mnie mili i chcą mi dać prezent, już nie. Zasady posłuszeństwa i uległości wprowadzone w domu, wzmacniane karami i nagrodami, uogólniają się u dzieci na wszystkich dorosłych.

Ufffff.
A cała idea prezentów na Święta polega na wzajemności, miłości i podkreśleniu, że dajemy sobie prezenty, bo się kochamy, pamiętamy i troszczymy. Nie trzeba dzieciom odbierać magii i Mikołaja. Można wg preferencji przedstawić go jako magiczną postać, która obdarowuje ludzi prezentami, żeby przypomnieć im, że fajnie, że po prostu są. Można też mówić o Mikołaju jako o idei bycia dla siebie miłym, o radosnej atmosferze, która panuje w święta, która sprawia, że bezinteresownie obdarowujemy się prezentami. Można tez skupić się na faktach i przedstawić Mikołaja jako legendarną postać, która faktycznie istniała i opowiedzieć historię, która rozpoczęła tradycyjne obdarowywanie się prezentami.
Cóż, czy zrobimy z tej historii narzędzie opresji, czy radosną tradycję rodzinną to nasz wybór.

Dziękuję za akcję „nie straszę świętym Mikołajem” @natuli_dziecisawazne.

Polecam do obserwowania profil na IG i na FB blogojciec, @natuli_dziecisawazne. Polecam zapoznanie się z eksperymentem Milgrama – który badał uległość wobec autorytetów. Polecam literaturę: „Porozumienie bez przemocy” Marshall B. Rosenberg, „Wychowanie bez nagród i kar” Alfie Kohn, „Zamiast wychowania o sile relacji z dzieckiem” Jesper Juul,